Magia [...] jest w opinii niektórych ucieleśnieniem Chaosu. Jest kluczem zdolnym otworzyć zakazane drzwi. Drzwi, za którymi czai się koszmar, zgroza i niewyobrażalna okropność, za którymi czyhają wrogie, destrukcyjne siły, moce czystego zła, mogące unicestwić nie tylko tego, kto drzwi te uchyli, ale i cały świat. A ponieważ nie brakuje takich, którzy przy owych drzwiach manipulują, kiedyś ktoś popełni błąd, a wówczas zagłada świata będzie przesądzona i nieuchronna. Magia jest zatem zemstą i orężem Chaosu. To, że po Koniunkcji Sfer ludzie nauczyli posługiwać się magią, jest przekleństwem i zgubą świata. Zgubą ludzkości. I tak jest. Ci, którzy uważają magię za Chaos, nie mylą się

Yennefer z Venerbergu
Andrzej Sapkowski
Krew elfów

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 1 - Other places

-Jane! Pospiesz się! Heimdall nie będzie wiecznie czekał z otworzeniem Mostu!- krzyczała z dołu moja matka. Dwie Jane Fooster pod jednym dachem to mieszanka wybuchowa. Jednak wspólne miałyśmy tylko nazwisko. Moja matka miała brązowe włosy (poprzeplatane pasmami siwizny), podczas gdy moje kudły były idealnie czarne, za wyjątkiem jednego białego pasma. Jej oczy były karmelowe, a moje jasnoniebieskie, niemal białe. Ona ma lekko opaloną skórę, ja zawsze jestem odblaskowo biała.
-Już idę mamo!- odkrzyknęłam, po czym złapałam torbę i zbiegłam po schodach, omal nie zabijając się o swoją kieckę. Ach, no tak. Miałam na sobie czarną suknie w stylu greckim, ze złotym pasem. Mama chciała mi kupić niebieską, ale jakimś cudem się wybroniłam. Włosy związałam w luźnego warkocza, opadającego na ramię. Zarzuciłam jeszcze czarny płaszcz z kapturem, sięgający ziemi i wyszłam do ogrodu. Krzyknęłam (strasznie dużo dzisiaj krzyczę):
-Heimdallu, otwórz Most
i zniknęłam z midgardu. Widziałam przelatujące obok galaktyki. Po chwili stałam w wielkiej, złotej kuli na jednym z krańców Bifrostu, witając się ze Strażnikiem. Weszłam na most. Pod moimi stopami materia zmieniała barwę na biel i zaczynała świecić.
Przed Bramą czekał na mnie ojciec. Uścisnął mnie (omal nie łamiąc mi przy tym kilku żeber, ale to detal) i ruszyliśmy w stronę gigantycznego, złotego wypierdka mamuta (wybaczcie zryte skojarzenia), będącego (podobno) pałacem. Po drodze rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Już po krótkiej chwili zorientowałam się, że jego poziom IQ odpowiada kolorowi włosów. Do tego nie wiedział nic o architekturze! Jakim cudem on jest moim ojcem, ja się pytam!
Po przejściu przez wrota pałacu udaliśmy się do kolejnych złotych drzwi. Po chwili stałam przed Odynem Wszechojcem, moim dziadkiem.
- Witaj Jane, moja wnuczko- odezwał się starzec.
- Witaj, dziadku.
-Cóż sprowadza cię na mój dwór?
- Matka uznała, iż najwyższy czas, bym odwiedziła dom przodków, Panie- tu wszyscy wyrażają się zawile i lekko bez sensu, jak w sztukach Szekspira. I do tego należało zachować szacunek do władcy, niezależnie od stopnia pokrewieństwa.
- Witaj więc w Wiecznym Królestwie Jane, córko Thora, księżniczko Asgardu!
Skłoniłam się lekko i opuściłam salę. Dołączyłam do MKT (Mojego Kochanego Tatusia), który zaprowadził mnie do mojej komnaty(dziwnie to brzmi) zawzięcie debatując ze mną o midgardzkich kwiatach (pewnie nawet nie wie, jak wygląda orchidea), po czym pożegnał się i odszedł, zostawiając mnie samą. Rozejrzałam się po pokoju. Ściany pomalowane na ciemnoczerwono (tato, skąd wiedziałeś?) były ozdobione srebrnymi wzorami (wreszcie coś w innej barwie, niż złota). Podłogę przykrywał czarny, włochaty dywan. Po mojej prawej stronie stało dwuosobowe łóżko na srebrzonej ramie, z czerwoną pościelą, komoda i regał z książkami. Pod oknem, z lewej strony, stały dwa fotele obszyte czerwienią, a pomiędzy nimi znajdował się stolik z czarnego szkła. Na środku ściany zlokalizowane było wyjście na ogromny, złoty taras ze schodami do ogrodu. Naprzeciw mnie znajdowały się hebanowe drzwi prowadzące do urządzonej na złoto-czarno łazienki. Rozsuwana szafa okazała się drzwiami do okazałej garderoby.
Poszłam zwiedzać pałac. Gdy znałam już każdy zakamarek swojego nowego domu, udałam się do biblioteki, po czym wróciłam do swoich komnat (wciąż dziwnie to brzmi)
Wyszłam na taras. Na niebie pojawiły się już setki gwiazd. Noce tutaj są takie piękne! Stałam tam jeszcze chwilę, po czym wróciłam do pokoju, zamykając drzwi. Wzięłam z torby swoją ukochaną piżamę (czarny T-shirt z czaszką i legginsy w czaszki) i poszłam do łazienki. Rozplotłam włosy i wzięłam prysznic. Przebrałam się. Wróciwszy do pokoju rzuciłam się na łóżko. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

_____________________________________________________________________

TaDam!
Oto i moje dzieło. *prostuje się dumnie*
Wiem, nie ma akcji |ani Lokiego :'( |ale ten rozdział jest jakby wstępem do akcji.
Przypominam o mojej odwiecznej zasadzie *wybucha śmiechem, po czym szybko się opanowuje*

Czytasz=komentujesz

*odchodzi od komputera i idzie śmiać się dalej*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz