Magia [...] jest w opinii niektórych ucieleśnieniem Chaosu. Jest kluczem zdolnym otworzyć zakazane drzwi. Drzwi, za którymi czai się koszmar, zgroza i niewyobrażalna okropność, za którymi czyhają wrogie, destrukcyjne siły, moce czystego zła, mogące unicestwić nie tylko tego, kto drzwi te uchyli, ale i cały świat. A ponieważ nie brakuje takich, którzy przy owych drzwiach manipulują, kiedyś ktoś popełni błąd, a wówczas zagłada świata będzie przesądzona i nieuchronna. Magia jest zatem zemstą i orężem Chaosu. To, że po Koniunkcji Sfer ludzie nauczyli posługiwać się magią, jest przekleństwem i zgubą świata. Zgubą ludzkości. I tak jest. Ci, którzy uważają magię za Chaos, nie mylą się

Yennefer z Venerbergu
Andrzej Sapkowski
Krew elfów

środa, 7 stycznia 2015

Rozdział 6 - Dreams are becoming reality



Ogólny

Pięć dni po ich przybyciu do Svartalfheimu do jaskini, w której się zatrzymali, wpadły elfy. Zakuwszy asgardczyków w kajdany wyciągnęli ich z pieczary. Zaraz po wyprowadzeniu przytomnych wyniesiono wciąż pogrążoną w śnie Jane. Następnie elfy wepchnęły asów (i Jotuna) do klatki, przypominającej te, w których na Midgardzie przewozi się cyrkowe zwierzęta. Ruszyli jakimś widocznym tylko Döckálfarom szlakiem. Po wielu godzinach niesamowicie dłużącej się drogi przez pustkowia Svartalfheimu dotarli do ogromnego miasta otoczonego wysokimi na przynajmniej 50 metrów murami z czarnego kamienia. Wieże ustawione wzdłuż muru miały czarne dachy, pokryte skomplikowanymi, srebrzonymi wzorami. Przejechawszy ogromną bramę, przez którą bez najmniejszych problemów przeszłaby armia olbrzymów, wóz się zatrzymał. Więźniowie zostali wypchnięci z klatki (śpiącą dziewczynę wziął na ręce jeden ze strażników), po czym wraz ze strażnikami ruszyli posępnym korowodem w stronę zamku. Ulice miasta były puste. Nikt nawet nie wyjrzał przez okiennice, by ujrzeć upokorzenie Rasy Panów. Jakby w mieście nie było żywego ducha…

~*~

Jane

Posępny korowód szedł ulicami Zaginionego miasta. Wśród Döckálfarów dostrzegłam znajomą, Asgardzką twarz. Twarz mojego ojca. Po chwili spostrzegłam, iż w pochodzie znajduje się jeszcze kilku więźniów, najprawdopodobniej również asgardzkiego pochodzenia. Po chwili dostrzegłam również i siebie. Pozbawiona przytomności byłam niesiona przez jednego z elfów. Po chwili zaczęłam zbliżać się do swojego ciała. Sen zlał się z jawą.

Otworzyłam szeroko oczy i gwałtownie wzięłam oddech. Leżałam na kamiennym ołtarzu. Podniosłam się. Miałam na sobie podobną suknię, jak w jednym z moich snów. Od pasa w górę opinała moją sylwetkę, zaś w dół luźno spływała z bioder. Zeskoczyłam z kamiennego monumentu. Rozejrzawszy się po sali, w której się znajdowałam, ruszyłam w stronę jednego z korytarzy. Szłam nim już od dłuższego czasu, gdy *usłyszałam za sobą nierytmiczne kroki, tak charakterystyczne dla kogoś z trwale uszkodzonymi więzadłami kolanowymi. Nie wiedziałam, kim jest uw człowiek (nie ręczę, że była to istota humanoidalna, ale cóż...), ale wiedziałam, że muszę uciekać. Biegłam labiryntem korytarzy, gdy nagle znalazłam się na tarasie. Cofnęłam się ile mogłam. Oparłam się plecami o poręcz. Po chwili z cienia wyszedł mój prześladowca. Nie przypominał żadnej znanej mi istoty. Jedno jego oko miało barwę krwi, drugie zaś lodu. Włosy były białe, przetykane czarnymi pasmami, a skóra czarna. W ręku trzymał zakrwawiony nóż.
-Już mi nie uciekniesz, księżniczko - powiedział i zaczął się do mnie zbliżać. spojrzałam za siebie. Taras znajdował się na wysokości 2 piętra. Jeśli skoczę, są niskie szanse, że przeżyję, a jeszcze mniejsze, że będę w stanie uciekać. Jeżeli zostanę, mój prześladowca z pewnością wymyśli mi jakiś bolesny rodzaj śmierci. Wybór był prosty...
Skoczyłam...* O dziwo nic mi się nie stało. Biegłam dalej opustoszałymi ulicami, czego zdecydowanie nie ułatwiała mi długa suknia. Każdy kolejny oddech płonął w płucach żywym ogniem. Po dłuższej chwili dopadłam bram miasta. Otoczyli mnie strażnicy. Nie miałam szans na ucieczkę…
________________________________________________

Pochyłą czcionką między gwiazdkami jest spełniony właśnie sen z rozdziału 2.

Wiem, że rozdział krótki. Wiem, że długo czekaliście. Wybaczcie…
Podczas pobytu na zadupiu, na które nawet 4G nie sięga, a co dopiero LTE, napisałam rozdział, ale gdy przeczytałam go po przypomnieniu sobie wcześniejszych, wywaliłam go do śmieci. I nie miałam pomysłu na dalszą akcję. No, ale w końcu rozdział, w którym coś się dzieje! Dobra, nie przynudzam.

Czytasz=komentujesz

2 komentarze:

  1. Nie marudź, bo było fajnie tylko faktycznie trochę krótko.
    Życzę weny.
    Pozdrawiam,
    Viv

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;) Muszę napisać jej jeszcze parę snów, bo cała fabuła w zasadzie się będzie na nich opierać. Ale ciii... Bo jeszcze zbyt dużo zdradzę ;)

      Usuń