Ogólny
Pięć dni po ich przybyciu do Svartalfheimu do jaskini, w
której się zatrzymali, wpadły elfy. Zakuwszy asgardczyków w kajdany wyciągnęli
ich z pieczary. Zaraz po wyprowadzeniu przytomnych wyniesiono wciąż pogrążoną w
śnie Jane. Następnie elfy wepchnęły asów (i Jotuna) do klatki, przypominającej
te, w których na Midgardzie przewozi się cyrkowe zwierzęta. Ruszyli jakimś
widocznym tylko Döckálfarom
szlakiem. Po wielu godzinach niesamowicie dłużącej się drogi przez pustkowia Svartalfheimu
dotarli do ogromnego miasta otoczonego wysokimi na przynajmniej 50 metrów murami z
czarnego kamienia. Wieże ustawione wzdłuż muru miały czarne dachy, pokryte
skomplikowanymi, srebrzonymi wzorami. Przejechawszy ogromną bramę, przez którą
bez najmniejszych problemów przeszłaby armia olbrzymów, wóz się zatrzymał. Więźniowie
zostali wypchnięci z klatki (śpiącą dziewczynę wziął na ręce jeden ze strażników),
po czym wraz ze strażnikami ruszyli posępnym korowodem w stronę zamku. Ulice
miasta były puste. Nikt nawet nie wyjrzał przez okiennice, by ujrzeć upokorzenie
Rasy Panów. Jakby w mieście nie było żywego ducha…
~*~
Jane
Posępny korowód szedł ulicami
Zaginionego miasta. Wśród Döckálfarów
dostrzegłam znajomą, Asgardzką twarz. Twarz mojego ojca. Po chwili
spostrzegłam, iż w pochodzie znajduje się jeszcze kilku więźniów,
najprawdopodobniej również asgardzkiego pochodzenia. Po chwili dostrzegłam
również i siebie. Pozbawiona przytomności byłam niesiona przez jednego z elfów.
Po chwili zaczęłam zbliżać się do swojego ciała. Sen zlał się z jawą.
Otworzyłam szeroko
oczy i gwałtownie wzięłam oddech. Leżałam na kamiennym ołtarzu. Podniosłam się.
Miałam na sobie podobną suknię, jak w jednym z moich snów. Od pasa w górę opinała
moją sylwetkę, zaś w dół luźno spływała z bioder. Zeskoczyłam z kamiennego
monumentu. Rozejrzawszy się po sali, w której się znajdowałam, ruszyłam w
stronę jednego z korytarzy. Szłam nim już od dłuższego czasu, gdy *usłyszałam
za sobą nierytmiczne kroki, tak charakterystyczne dla kogoś z trwale
uszkodzonymi więzadłami kolanowymi. Nie wiedziałam, kim jest uw człowiek (nie
ręczę, że była to istota humanoidalna, ale cóż...), ale wiedziałam, że muszę
uciekać. Biegłam labiryntem korytarzy, gdy nagle znalazłam się na tarasie.
Cofnęłam się ile mogłam. Oparłam się plecami o poręcz. Po chwili z cienia
wyszedł mój prześladowca. Nie przypominał żadnej znanej mi istoty. Jedno jego
oko miało barwę krwi, drugie zaś lodu. Włosy były białe, przetykane czarnymi
pasmami, a skóra czarna. W ręku trzymał zakrwawiony nóż.
-Już mi nie uciekniesz, księżniczko - powiedział i zaczął się do mnie zbliżać. spojrzałam za siebie. Taras znajdował się na wysokości 2 piętra. Jeśli skoczę, są niskie szanse, że przeżyję, a jeszcze mniejsze, że będę w stanie uciekać. Jeżeli zostanę, mój prześladowca z pewnością wymyśli mi jakiś bolesny rodzaj śmierci. Wybór był prosty...
Skoczyłam...* O dziwo nic mi się nie stało. Biegłam dalej opustoszałymi ulicami, czego zdecydowanie nie ułatwiała mi długa suknia. Każdy kolejny oddech płonął w płucach żywym ogniem. Po dłuższej chwili dopadłam bram miasta. Otoczyli mnie strażnicy. Nie miałam szans na ucieczkę…
-Już mi nie uciekniesz, księżniczko - powiedział i zaczął się do mnie zbliżać. spojrzałam za siebie. Taras znajdował się na wysokości 2 piętra. Jeśli skoczę, są niskie szanse, że przeżyję, a jeszcze mniejsze, że będę w stanie uciekać. Jeżeli zostanę, mój prześladowca z pewnością wymyśli mi jakiś bolesny rodzaj śmierci. Wybór był prosty...
Skoczyłam...* O dziwo nic mi się nie stało. Biegłam dalej opustoszałymi ulicami, czego zdecydowanie nie ułatwiała mi długa suknia. Każdy kolejny oddech płonął w płucach żywym ogniem. Po dłuższej chwili dopadłam bram miasta. Otoczyli mnie strażnicy. Nie miałam szans na ucieczkę…
________________________________________________
Pochyłą czcionką
między gwiazdkami jest spełniony właśnie sen z rozdziału 2.
Wiem, że rozdział
krótki. Wiem, że długo czekaliście. Wybaczcie…
Podczas pobytu na
zadupiu, na które nawet 4G nie sięga, a co dopiero LTE, napisałam rozdział, ale
gdy przeczytałam go po przypomnieniu sobie wcześniejszych, wywaliłam go do
śmieci. I nie miałam pomysłu na dalszą akcję. No, ale w końcu rozdział, w
którym coś się dzieje! Dobra, nie przynudzam.
Nie marudź, bo było fajnie tylko faktycznie trochę krótko.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny.
Pozdrawiam,
Viv
Dzięki ;) Muszę napisać jej jeszcze parę snów, bo cała fabuła w zasadzie się będzie na nich opierać. Ale ciii... Bo jeszcze zbyt dużo zdradzę ;)
Usuń