Szłam opustoszałymi
korytarzami Złotego Pałacu. W ręku trzymałam połyskujący błękitem sztylet z
meteorytowej stali. Widywałam miecze z tego tworzywa, ale nigdy sztyletu.
Miałam na sobie czarną, zdobioną miejscami srebrem zbroję, na głowę nasunięty
kaptur, a na twarzy maskę. Za mną ciągnął się czarny płaszcz. Przyspieszyłam
kroku. Po chwili znalazłam się na ogromnym, złotym tarasie, skąd ujrzałam obraz
bitwy. Wielkiej bitwy pomiędzy elfami i asgardczykami. Były tam wszystkie elfie
rasy. Elfy Mroku, Elfy światła słonecznego, Elfy światła gwiazd, Elfy lasu…
Asgardczyków wspomagali Wanowie oraz wszystkie rasy Utgardu. Nawet Jotunowie,
będący z Asgardem w dość hmm… oziębłych stosunkach walczyli po stronie bogów.
Usłyszałam czyjeś kroki.
- Już najwyższy czas
opowiedzieć się za którąś ze stron, prawda? - szepnął Angelo. Nie
odpowiedziałam. Zaatakowałam. On z trudem się bronił. Po chwili sam postanowił
zadać cios. Wykorzystałam moment i wbiłam mu błękitne ostrze prosto w serce.
Zdążył powiedzieć
- Do zobaczenia po drugiej
stronie… - i wyzionął ducha. Poczułam, że słabnę. Spojrzałam w dół, na swoją
rękę. Była cała we krwi. W mojej zbroi na brzuchu była pokaźna dziura, przez
którą obficie wypływała szkarłatna ciecz. „Jeszcze zdążę to zakończyć”
pomyślałam i zeskoczyłam w sam środek bitwy. Już po chwili wszystkie elfy
zostały zmiecione czarną energią, a ja opadłam bez sił na ziemię. Poczułam, że
ktoś mnie łapie, po czym ogarnęła mnie całkowita ciemność.
Obudziłam się leżąc na wygodnym łóżku. Na moim nadgarstku
widniała wyraźna blizna o dziwnym kształcie. Miałam na sobie wczorajszą suknię.
Rozejrzałam się po pokoju i znalazłam wzrokiem szafę, do której bezzwłocznie
podeszłam. Otworzyłam ją. W środku wisiały podobne suknie jak ta, którą miałam
na sobie, tyle że w różnych barwach (jednak wszystkie ciemne), zbroja, taka jak
w moim śnie i jedna suknia różniąca się od pozostałych. Góra również byłaby na
mnie opięta, jednak rękawy były nieco luźniejsze. Dół był rozcięty po bokach.
Całość była ciemnozielona, niemal czarna, wykonana z delikatnie połyskującego
materiału. Na tym samym wieszaku wisiały jeszcze czarne, skórzane spodnie. Od
razu chwyciłam ten zestaw. Dobrałam do tego jeszcze buty na grubej podeszwie,
sięgające połowy łydki (coś w stylu 14-dziurkowych glanów) i udałam się w
stronę drzwi, za którymi powinna znajdować się łazienka. I rzeczywiście, tam
się znajdowała. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Gorąca woda koiła
zmysły, zostawiając po sobie delikatne szare smugi, które jednak natychmiast
znikały.
Wyszedłszy spod
prysznica, z pomocą magii wysuszyłam wilgotne włosy. Ubrałam się we
wcześniej wybrane ubrania i opuściłam pomieszczenie. Usiadłam na łóżku i
myślami udałam się do obszernej celi pod pałacem. Kłamca, Strażniczka i mój
ojciec zapewne tkwili tam bez nadziei… Po chwili przed oczami stanął mi obraz
wywarzanych czarnych bram. Setki Einherjarów w tutejszej Sali tronowej.
Wywarzone drzwi do lochu… A potem ujrzałam lochy Asgardu. A w nich mojego ojca,
Lokiego i Syn. Wróciłam do rzeczywistości. W postaci takich wizji widziałam
tylko najbliższą przyszłość. Najdalej tydzień. Nie mogłam dopuścić, aby to
stało się prawdą. Uświadomiłam sobie, że wszystkie przedmioty wokół mnie
zaczęły jeździć po pokoju. Po chwili znów przestały` się ruszać. Spojrzałam na
swoje nadgarstki. Delikatne srebrne bransolety, które wcześniej na nich
widniały, zniknęły.
Podeszłam do drzwi wyjściowych. Jak można się było
spodziewać, były zamknięte. Czyli muszę użyć magii. Super.
Po chwili stałam w lochach. Nim strażnik zorientował się, co
się stało, leżał martwy na podłodze. Wzięłam klucz i poszłam korytarzem w głąb
lochu. Musiałam przejść przez jakiś portal, czy coś, bo nagle znalazłam się w
nieznanej mi, obszernej Sali. W centrum pomieszczenia stała kryształowa
kolumna, wypełniona czerwonym płynem. Dotknęłam jej, a ta rozbłysła krwawym
blaskiem. Po chwili ciecz zaczęła w jakiś sposób wypływać z kolumny. Jak pod
wpływem zaklęcia oplotła moją rękę, a potem mnie całą. Krążyła, ciasno
oplatając moje ciało i powoli wsiąkając w żyły. Blizna na nadgarstku rozjarzyła
się czerwonym światłem. Chwilę później wszystko znikło, stałam w pustej Sali, w
swojej ‘szarej wersji’. Od razu zaczęłam wracać do normalnych barw. Pod moją
skórą, wyraźniej niż zwykle, malowała się siateczka żył. Po chwili po żyłce w
moim nadgarstku przebiegł złoto-czerwony, delikatny blask, rozjaśniając bliznę.
Co to za "płyn" i czy Ty masz zamiar uśmierci główną bohaterkę? Co Ty planujesz?...
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie :)
Pozdrawiam,
Viv
Do I really look like a guy with plan?
UsuńHehehe XD
Usuń