Magia [...] jest w opinii niektórych ucieleśnieniem Chaosu. Jest kluczem zdolnym otworzyć zakazane drzwi. Drzwi, za którymi czai się koszmar, zgroza i niewyobrażalna okropność, za którymi czyhają wrogie, destrukcyjne siły, moce czystego zła, mogące unicestwić nie tylko tego, kto drzwi te uchyli, ale i cały świat. A ponieważ nie brakuje takich, którzy przy owych drzwiach manipulują, kiedyś ktoś popełni błąd, a wówczas zagłada świata będzie przesądzona i nieuchronna. Magia jest zatem zemstą i orężem Chaosu. To, że po Koniunkcji Sfer ludzie nauczyli posługiwać się magią, jest przekleństwem i zgubą świata. Zgubą ludzkości. I tak jest. Ci, którzy uważają magię za Chaos, nie mylą się

Yennefer z Venerbergu
Andrzej Sapkowski
Krew elfów

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 8 - I have to save them

Szłam opustoszałymi korytarzami Złotego Pałacu. W ręku trzymałam połyskujący błękitem sztylet z meteorytowej stali. Widywałam miecze z tego tworzywa, ale nigdy sztyletu. Miałam na sobie czarną, zdobioną miejscami srebrem zbroję, na głowę nasunięty kaptur, a na twarzy maskę. Za mną ciągnął się czarny płaszcz. Przyspieszyłam kroku. Po chwili znalazłam się na ogromnym, złotym tarasie, skąd ujrzałam obraz bitwy. Wielkiej bitwy pomiędzy elfami i asgardczykami. Były tam wszystkie elfie rasy. Elfy Mroku, Elfy światła słonecznego, Elfy światła gwiazd, Elfy lasu… Asgardczyków wspomagali Wanowie oraz wszystkie rasy Utgardu. Nawet Jotunowie, będący z Asgardem w dość hmm… oziębłych stosunkach walczyli po stronie bogów. Usłyszałam czyjeś kroki.
- Już najwyższy czas opowiedzieć się za którąś ze stron, prawda? - szepnął Angelo. Nie odpowiedziałam. Zaatakowałam. On z trudem się bronił. Po chwili sam postanowił zadać cios. Wykorzystałam moment i wbiłam mu błękitne ostrze prosto w serce. Zdążył powiedzieć
- Do zobaczenia po drugiej stronie… - i wyzionął ducha. Poczułam, że słabnę. Spojrzałam w dół, na swoją rękę. Była cała we krwi. W mojej zbroi na brzuchu była pokaźna dziura, przez którą obficie wypływała szkarłatna ciecz. „Jeszcze zdążę to zakończyć” pomyślałam i zeskoczyłam w sam środek bitwy. Już po chwili wszystkie elfy zostały zmiecione czarną energią, a ja opadłam bez sił na ziemię. Poczułam, że ktoś mnie łapie, po czym ogarnęła mnie całkowita ciemność.
Obudziłam się leżąc na wygodnym łóżku. Na moim nadgarstku widniała wyraźna blizna o dziwnym kształcie. Miałam na sobie wczorajszą suknię. Rozejrzałam się po pokoju i znalazłam wzrokiem szafę, do której bezzwłocznie podeszłam. Otworzyłam ją. W środku wisiały podobne suknie jak ta, którą miałam na sobie, tyle że w różnych barwach (jednak wszystkie ciemne), zbroja, taka jak w moim śnie i jedna suknia różniąca się od pozostałych. Góra również byłaby na mnie opięta, jednak rękawy były nieco luźniejsze. Dół był rozcięty po bokach. Całość była ciemnozielona, niemal czarna, wykonana z delikatnie połyskującego materiału. Na tym samym wieszaku wisiały jeszcze czarne, skórzane spodnie. Od razu chwyciłam ten zestaw. Dobrałam do tego jeszcze buty na grubej podeszwie, sięgające połowy łydki (coś w stylu 14-dziurkowych glanów) i udałam się w stronę drzwi, za którymi powinna znajdować się łazienka. I rzeczywiście, tam się znajdowała. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Gorąca woda koiła zmysły, zostawiając po sobie delikatne szare smugi, które jednak natychmiast znikały.

Wyszedłszy spod  prysznica, z pomocą magii wysuszyłam wilgotne włosy. Ubrałam się we wcześniej wybrane ubrania i opuściłam pomieszczenie. Usiadłam na łóżku i myślami udałam się do obszernej celi pod pałacem. Kłamca, Strażniczka i mój ojciec zapewne tkwili tam bez nadziei… Po chwili przed oczami stanął mi obraz wywarzanych czarnych bram. Setki Einherjarów w tutejszej Sali tronowej. Wywarzone drzwi do lochu… A potem ujrzałam lochy Asgardu. A w nich mojego ojca, Lokiego i Syn. Wróciłam do rzeczywistości. W postaci takich wizji widziałam tylko najbliższą przyszłość. Najdalej tydzień. Nie mogłam dopuścić, aby to stało się prawdą. Uświadomiłam sobie, że wszystkie przedmioty wokół mnie zaczęły jeździć po pokoju. Po chwili znów przestały` się ruszać. Spojrzałam na swoje nadgarstki. Delikatne srebrne bransolety, które wcześniej na nich widniały, zniknęły.
Podeszłam do drzwi wyjściowych. Jak można się było spodziewać, były zamknięte. Czyli muszę użyć magii. Super.
Po chwili stałam w lochach. Nim strażnik zorientował się, co się stało, leżał martwy na podłodze. Wzięłam klucz i poszłam korytarzem w głąb lochu. Musiałam przejść przez jakiś portal, czy coś, bo nagle znalazłam się w nieznanej mi, obszernej Sali. W centrum pomieszczenia stała kryształowa kolumna, wypełniona czerwonym płynem. Dotknęłam jej, a ta rozbłysła krwawym blaskiem. Po chwili ciecz zaczęła w jakiś sposób wypływać z kolumny. Jak pod wpływem zaklęcia oplotła moją rękę, a potem mnie całą. Krążyła, ciasno oplatając moje ciało i powoli wsiąkając w żyły. Blizna na nadgarstku rozjarzyła się czerwonym światłem. Chwilę później wszystko znikło, stałam w pustej Sali, w swojej ‘szarej wersji’. Od razu zaczęłam wracać do normalnych barw. Pod moją skórą, wyraźniej niż zwykle, malowała się siateczka żył. Po chwili po żyłce w moim nadgarstku przebiegł złoto-czerwony, delikatny blask, rozjaśniając bliznę.

3 komentarze: